"Nie zmieniło się nic prócz mojego nastawienia, dlatego zmieniło się wszystko"
Anthony de Mello
Dlaczego, choć nie czujemy zadowolenia, spełnienia, nie czujemy się szczęśliwi tkwimy ciągle w tym samym? Dlaczego, choć ponosimy wysokie koszty pozostawania w dotychczasowej sytuacji nadal w niej pozostajemy? Rozsądek nakazywałby przecież odpuszczenie sobie, prawda?
Można takie działanie a właściwie bierność przyrównać do utknięcia na wielopasmowym rondzie. Jeździmy w koło, piaty, dziesiąty czy setny raz. Jest nam niedobrze, głowa boli, cierpimy na zawroty głowy, narzekamy na złe samopoczucie ale mimo wszystko nadal jeździmy po tym rondzie. Wzdychamy "ach, jak bardzo chciałabym/chciałbym wreszcie zjechać z tego ronda, poczuć się dobrze..." I co? Nadal jeździmy. Na co czekamy? Czego się boimy?
Możemy tłumaczyć, że nie wiemy, który zjazd wybrać. Cóż, gdy w takiej sytuacji, wybierzemy jakikolwiek zjazd mamy realną możliwość poprawy własnego samopoczucia, czyż nie tak? Już nie będzie nas boleć głowa od ciągłego jeżdżenia w kółko, mdłości i zmęczenie ustąpią. A co gdy zjazd, który wybierzemy nie będzie tym właściwym? - mógłby ktoś zapytać. Odpowiem: a co jeśli ten zjazd okaże się tym właściwym?
Czasem, być może, jest tak, że tkwimy w czymś narzekając, cierpiąc, myśląc o zmianie jednak nie podejmujemy żadnego działania bo jeśli się okaże, że coś się rzeczywiście zmieni, poczujemy się lepiej, przybliżymy się do życia jakim zawsze chcieliśmy żyć będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytania: "po co, dlaczego tyle lat tkwiłem/tkwiłam w tamtej sytuacji", " jaki był sens tego utknięcia?!", "dlaczego nie zrobiłam/zrobiłem tego wiele lat wcześniej?". Trudno przed sobą przyznać, że nie było najmniejszego sensu męczyć się tyle lat. Nikt nie lubi przyznawać się, nawet przed samym sobą, do błędnych decyzji.
Czy tkwienie w "niewygodnej' sytuacji może przynosić korzyści?
Paradoksalnie, czasem tak. Być może dzięki pozostawaniu w trudnej sytuacji otrzymujemy współczucie, zainteresowanie, pomoc ze strony otoczenia? Możemy obawiać się, że gdy uwolnimy się z toksycznej sytuacji inni przestaną się nami interesować. Dziś mówią: "ale jesteś dzielna/dzielny!", "podziwam Cię, że to wytrzymujesz", "jesteś bohaterką/bohaterem"....
"Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku" Lao-tzu
I znowy nasuwa mi się metafora. Skoro o krokach mowa... Możemy chodzić w pięknych butach o 3 rozmiary mniejszych od naszego rozmiaru, uśmiechać się heroicznie, kąpać się w uznaniu innych osób lub czerpać z ich wsparcia, troski.... tylko czy naprawdę warto? Nawet gdy będą nas obdarowywać "plastrami" nadal będziemy tkwić w zbyt małych butach, nadal będziemy cierpieli a każdy krok będzie to cierpienie potęgował. Możemy też chodzić w butach dopasowanych dokładnie do naszych stóp, cieszyć się każdym krokiem, każdym dniem, każdą relacją, każdym zrealizowanym, własnym celem.